76 km
Z Jarosławca wyjeżdżamy kierując się na jednostkę wojskową. Dwa dni wcześniej wysłaliśmy pismo z prośbą o przepustki na przejazd do Ustki. Otrzymaliśmy je także nie było większego problemu z wjazdem na teren wojskowy. Droga - jak na razie chyba najlepsza - duże betonowe płyty dobrze spasowane, w zasadzie brak ruchu samochodowego i pieszego (przejazd jest możliwy tylko w czasie jak nie ma ćwiczeń na poligonie). Raz za kiedy górka, ale rowery to aż same chciały jechać.Po drodze spotkaliśmy jadący w przeciwną stronę rodzinny rajd rowerowy. Wtedy jaśniejszym stała się decyzja kierownika jednostki, który przychylił się do naszej prośby. Jechało w nim chyba ze 150 uczestników, od całkiem małych dzieci do zaawansowanych wiekowo emerytów. Do Ustki dojeżdżamy po godzinie jazdy. W mieście kierujemy się na latarnię morską. Stojąc pod nią podjechał do nas Hiszpan na rowerze z zapytaniem gdzie może zjeść jakieś typowo polskie potrawy. Doradziliśmy mu bigos, żurek oraz pierogi. W dalszej rozmowie okazało się że jedzie z Hiszpanii do Rosji. Po zwiedzeniu latarni jedziemy dalej do Rowów. Prowadzi do nich Szlak Rozebranych Torów. Na szczęście tak się tylko nazywa. Początkowo w całości prowadzi przez las, czasami po piasku. Dalej jest trochę lepiej. Za Rowami wjeżdżamy na teren Słowińskiego Parku Narodowego. Początkowy odcinek wygląda jak autostrada leśna: szeroka i utwardzona leśna droga. My szlakiem na Czołpino jedziemy do latarni. Po drodze mijamy trzy jeziora i na każdym jest pomost widokowy.Dalej szlak wije się między drzewami, czasami jedzie się drogą serwisową dla samochodów. Do ostatniego odcinka jechało się całkiem fajnie. Jednak ten ostatni odcinek leśny od parkingu do drogi okazał się jednym wielkim bagnem. Trzeba się było na prawdę zaprzeć w sobie żeby przejechać bez stawania. Koła momentalnie grzęzły w błocie, a żeby nie było za ciekawie to od razu obsiadła nas chmara komarów. Ale jakoś przejechaliśmy i udaliśmy się pod latarnię. Prowadzi do niej podejście po dużych schodach. Można próbować podjeżdżać bokiem, ale my nawet nie próbowaliśmy (oprócz Mańka). Z galeryjki latarni rozpościera się przepiękny widok na Park oraz całą okolicę. Jako że już powoli dzień chylił się ku końcowi to pojechaliśmy do Smołdzińskiego Lasu do schroniska, ale zostało ono zamknięte. Dlatego pojechaliśmy od Smołdzina do schroniska młodzieżowego. Gdy w końcu do niego trafiliśmy i dostaliśmy łóżka wzięliśmy się jeszcze za mycie rowerów po przygodzie z błotem. Potem mycie własne i do spania.